“Papà non è morto, è sottoterra”, disse la ragazza. La polizia iniziò a scavare…

Nic więcej do dodania. Marta uśmiechnęła się gorzko. „Chyba cieszysz się, że miałeś rację”. Rosa pochyliła się do przodu. „Nie muszę mieć racji. Potrzebuję prawdy. A ty powinieneś pomyśleć o tym, czy jesteś mordercą, czy ofiarą”. Marta nie odpowiedziała; wstała i powoli, nie odwracając się, przeszła wokół celi. Wtedy Julián mruknął, że wychodzi, że zabierze ze sobą Victorię. Nie mógł na to pozwolić. Rosa zmarszczyła brwi. „Przyznaje się do zabicia jej męża”. Marta milczała.

Zaplanowałaś każdy krok. Udawałaś, że wyprowadzasz córkę, żeby to zatuszować, przyniosłaś materiały i tej samej nocy położyłaś podłogę na nowo. To nie był wybuch, to było morderstwo z premedytacją. Doprowadzało mnie to do szału, wyszeptała Marta. Czułam się jak cień. Jeśli nie zareaguję, zniknie. Rosa, chłodno. Mogła się rozwieść, mogła na niego donieść, ale wolała zabić i zakopać ciało w kuchni, gdzie jej córka bawi się każdego ranka. Marta zacisnęła pięści i wycedziła przez zęby: „Nie żałuję”.

W pracowni komputerowej specjalista Esteban Herrera siedział przed komputerem, wpatrując się w ekran. Właśnie odzyskał nagranie z uszkodzonego telefonu komórkowego. Miało ono zaledwie 38 sekund, ale stanowiło kluczowy dowód. Luis i Ricardo stali za nim. Na ekranie pojawiło się nagranie nocne, najwyraźniej z kamery umieszczonej w rogu kuchni. Na nagraniu Julián stał przed Martą, trzymając małą walizkę.

Marto, wychodzę. Prawnik zadzwoni do ciebie jutro. Victoria, powiedział wyraźnie. Nigdzie się nie wybierasz, odpowiedziała Marta cicho. Nie chcę, żeby Victoria to widziała. Nie pogarszaj sytuacji. Julián się odwrócił. Marta chwyciła przedmiot, który wyglądał jak żeliwna patelnia i zaatakowała ją od tyłu. Nagranie zatrzymało się w tym momencie. Esteban mruknął drżącym głosem. Koniec. Nic więcej. Luis zacisnął pięści. Mamy wszystkie dowody.

Teraz pozostało czekać na proces. Tej nocy Carmen przytuliła Victorię. Dziewczyna zasnęła po koszmarze, z włosami mokrymi od zimnego potu. Carmen wyszeptała: „Twój ojciec odzyska głos, gdy będzie miał sprawiedliwość, a ty… będziesz mogła żyć jak dziecko, a nie jak świadek zbrodni”. Na zewnątrz zaczęły padać drobne, lecz zimne krople. Pod nowo podniesioną podłogą kuchnia była pusta, ale wspomnienie śmierci pozostało wyryte na każdej płytce, w każdej szczelinie w cemencie, niczym ostatni oddech zdradzonego człowieka.

Rozprawa wstępna odbyła się w sali sądowej Sądu Prowincjonalnego w Salamance. Wewnątrz panowała tak gęsta atmosfera, że ​​aż duszno. Martę Gómez eskortowano w szarym więziennym uniformie; jej włosy nie były już tak zadbane jak na początku, a spojrzenie wciąż nieruchome, choć z widocznymi oznakami napięcia i wyczerpania. Po jej drugiej stronie siedziała prokurator Rosa Marín, z twarzą równie poważną jak zawsze. Obok niej siedzieli inspektor Luis Ramos i śledczy Ricardo Muñoz. Na miejscach dla publiczności Doña Carmen, matka Juliana, siedziała w milczeniu, mocno ściskając dłoń swojej wnuczki Victorii, która siedziała cicho obok niej.

Rosa mówiła spokojnie. „Pani Marto, dzisiaj prosimy panią o powiedzenie całej prawdy. To pani ostatnia szansa na wyjaśnienie swoich działań. W przeciwnym razie dowody wystarczą, by wnieść oskarżenie o morderstwo pierwszego stopnia”. Marta uśmiechnęła się pogardliwie. „Naprawdę, od kiedy ktoś skuty kajdankami ma przywilej opowiadania swojej historii?” – odpowiedział chłodno Luis. Od chwili, gdy położyła rękę na żeliwnej patelni i odebrała życie mężowi, od chwili, gdy zamieniła swoją kuchnię w grób człowieka, którego jej córka nazywała „tatą”.

Marta spojrzała na Carmen i Victorię. Zawahała się na chwilę, ale szybko odzyskała panowanie nad sobą. Julián nie był święty, za jakiego go uważały. Ricardo uniósł brwi. „Wyjaśnij mi”. Marta oblizała usta i zaczęła mówić czystym, pozbawionym emocji głosem. „Kiedy się pobraliśmy, Julián był miły, czuły, ale potem się zmienił. Kontrolował mnie. Kwestionował każdą wiadomość, każdą osobę, z którą rozmawiał. Rzuciłam pracę w perfumerii, bo powiedział, że ubieram się zbyt krzykliwie. Odsunęłam się od przyjaciół, bo powiedział, że mają na mnie zły wpływ”.

Luis interweniował. „Czy ma pani jakieś zaświadczenia lekarskie? Jakieś dowody na przemoc fizyczną lub psychiczną?” „Nie” – odpowiedziała natychmiast Marta. „Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zgłosić osobę śpiącą obok mnie. Myślałam, że sama potrafię zaopiekować się Victorią”. Rosa uniosła rękę. „Ale według dokumentacji psychologa, który leczył Juliana, dr. Fernando Sorii, to pani przejawiała zachowania kontrolujące. Napisał: »Julián wykazuje oznaki stresu z powodu życia z impulsywną i manipulującą żoną, skłonną do epizodów depresyjnych i konfliktowych«”. Zmyślił to – mruknęła Marta.

I wiadomości z jej byłą najlepszą przyjaciółką Laurą Méndez. Rosa zacytowała: „Jeśli Julián mnie zostawi, dopilnuję, żeby nie mógł zostawić nikogo innego. Są sposoby, żeby kogoś uciszyć na zawsze. Musisz tylko zachować spokój”. Marta zacisnęła pięści, mówiąc do siebie z frustracją. Luis wstał i położył na stole woreczek na dowody. To nie była frustracja. Wyciągnął żeliwną patelnię z zaschniętymi plamami krwi na brzegu. Krew pasowała do DNA Juliana.

To narzędzie zbrodni. To nie są słowa. Marta spuściła głowę, a potem podniosła ją ciszej. I dlaczego nie mówią też, że Julián zażądał rozwodu, że chciał opieki nad moją córką, że zamierzał mnie wyrzucić z domu, który pomogłem zbudować? Czego ode mnie chcieli? – odparł stanowczo Ricardo. – Nikt go nie zmuszał do zabijania. Jest prawo. Prawa nie było, kiedy płakałem każdej nocy – mruknął Marta. – Prawo nie słuchało mnie, kiedy błagałem go, żeby mnie nie wyrzucał jak śmieci.

vedere il seguito alla pagina successiva

Leave a Comment